Wybrane epizody Powstania Styczniowego – kpt. Stanisław Szuro

 

Wybrane epizody Powstania Styczniowego – kpt. Stanisław Szuro
Spotkanie zorganizowane przez MUZEUM ARMII KRAJOWEJ im. Gen. Emila Fieldorfa “Nila”.

[…] Otóż proszę Państwa z naszych trzech takich klasycznych Powstań – Kościuszkowskiego, Styczniowego i Listopadowego, Styczniowe było najbardziej beznadziejne. O ile Powstanie Listopadowe niemal od początku do końca miało szansę na zwycięstwo, zmarnowane przez naszych dowódców, z osławionym Jasiem Skrzyneckim na czele, za co ona ma tu w Krakowie szkołę i ulicę tego do śmierci nie zrozumie, o ile pewne szanse, chociaż niewielkie miał Kościuszko, to Powstańcy Styczniowi nie mieli żadnych szans. Chyba żeby nastąpiła jakaś obca interwencja, na którą liczyli, ale na którą wybrali dość fatalny moment dyplomatyczny.

Francja wtedy była zajęta tak zwaną Wyprawą Meksykańską Maksymiliana, Anglia obserwowała Wojnę Secesyjną w Ameryce, oba te państwa tak niedawno przeżyły Wojnę Krymską z Rosją, z której wyszły właściwie bez efektów, więc nikt się do interwencji nie spieszył. A Polacy trochę na to naiwnie liczyli. A jednak to Powstanie trwało najdłużej. Bo Powstanie Listopadowe nie dociągnęło roku, Powstanie Kościuszkowskie trwało okrągłe osiem miesięcy, a Powstanie Styczniowe, licząc od wybuchu, do momentu kiedy ostatni szef Rządu – Przybylski ogłosił koniec powstania, trwało półtora roku. A teraz nie wszyscy wykonali rozkaz ostatniego szefa Rządu. Ostatni Powstaniec, który wpadł, słynny ksiądz Brzózka, wpadł dopiero w 1845 roku, na początku, więc przeciągnął koniec powstania o dwa lata.
I czymże ci Powstańcy dysponowali? Dowódców mieli, jak to się mówi, w kratkę. Było kilku bardzo się wyróżniających, było kilku kompletnych niedołęgów. Do takich niestety należał słynny Kurowski, który wygubił młodzież krakowską w szturmie na Miechów. No mieli niewyszkoloną kadrę oficerską, tak też różnie kombinowaną. Tragicznie niewyszkoloną główna masę żołnierzy, no a już z bronią przedstawiała się rzecz wręcz rozpaczliwie. W dodatku nie mieli takiego pewnego oparcia w terenie, jak to się mówi.

Zasada była taka – dwór i plebania są zawsze pewne, ale prócz dworu i plebani są chłopi. A jak było z chłopami? Tu się mścił fakt, że po Powstaniu Listopadowym obiecano zniesienie pańszczyzny, czego nie przeprowadzono. Gdyby to przeprowadzono, Moskale by to na pewno cofnęli, to w pojęciu przeciętnego chłopa byłaby świadomość – Polska to wolność i ziemia, a Rosja to pańszczyzna. Fakt, że tego nie zrobiono wykorzystały różne propagandy, później już nie będę się w to zagłębiał. I fakt był taki, że tam gdzie Powstańcy dostali ziemię, w więc na Litwie, na Żmudzi, gdzie niestety potem te tereny stały się ogniskiem antypolskiej litewsko – szauwistowskiej propagandy, tam chłopi w stu procentach poszli do Powstania. Poszli na Kujawach, a w innych terenach było w kratkę. Przeciw Powstaniu generalnie występowali na terenach ukraińsko – wołyńskich, gdzie popi prawosławni robili reklamę – przeciw Lachom, no a gdzie indziej byli obojętni. Jak się chłopów starych miechowskich potem pytało o powstanie, to nie używali słowa Powstania. Używali Pańska Wojna. To panowie się bili a my patrzyli zza płotu. No więc w tych warunkach, to że oni tyle wytrzymali. Czymże dysponowali? Ano mieli jedną cechę, której życzę każdej armii i każdemu żołnierzowi – tak zwane morale, czyli ducha wojskowego. I za to im wieczna chwała. I dlatego ci, którzy dożyli wolnej Polski spotkali się z najwyższymi wtedy zaszczytami. Ja nie mam zamiaru opowiadać historii Powstania, bo tu musiałbym rozdrabniać się niesamowicie. To była walka partyzancka, gdzie każda partia, użyłem słowa w tamtym znaczeniu, gdzie słowem partia określano nie stronnictwo polityczne ale oddział powstańczy, partyzancki, miała swoją historię. Więc ile było tych partii tyle różnych historii. Ale chcę przytoczyć niektóre fragmenty, tak wybrane abyście państwo zdali sobie sprawę w jakich warunkach ci ludzie walczyli i mimo wszystko odnosili sukcesy.
Zacznijmy od góry, od Rządu Narodowego. Rząd narodowy przez cały czas pracował w Warszawie i nigdy nie wpadł. Co było mistrzostwem naszej ówczesnej konspiracji. Wpadali poszczególni członkowie Rządu. Wpadł sam Traugutt, szef Rządu, ale każdy z nich wpadał, jakby to mówiąc językiem ostatniej wojny, na swojej melinie, nigdy nie udało się Moskalom nakryć Rządu w czasie posiedzenia, a wychodzili ze skóry żeby to zrobić. A Rząd to nie było kilku ludzi. To się schodzili ministrowie różnych działów, tak jak w normalnym Rządzie, najmniej kilkanaście osób, przynoszono pieczęcie, nadruki różnego rodzaju. No paszport do nieba gotowy, gdyby policja weszła. I teraz ktoś mi powie, no panie ale ostatnia Wojna i jeszcze lepsze numery były. No tak tylko nie można tych rzeczy porównywać. W czasie ostatniej Wojny i okupacji Warszawa miała okrągły milion mieszkańców, a w czasie powstania ćwierć miliona. Im większe miasto tym łatwiejsza konspiracja. Dodajmy do tego że z ćwierci miliona dziesięć procent to byli Niemcy i Żydzi, poza nielicznymi wyjątkami albo obojętni albo wrodzy dla Powstania. I wreszcie jedna rzecz bardzo ważna, policja niemiecka czy sowiecka które się zjawiły tu w 1939 roku przyszły świeżo. Musiały rozpoznawać teren, organizować szpiclów,  a policja carska siedziała w Warszawie przeszło trzydzieści lat, znała każdą dziurę w mieście, miała sieć szpiclów. Każdy dozorca kamienicy był urzędowym szpiegiem policji. To znaczy zobowiązany był, co jakiś czas, zgłosić się w Cyrkule, czyli najbliższym urzędzie policyjnym, złożyć meldunek kto w kamienicy jest, kogo nie ma, kto jego zdaniem jest podejrzany. Niech on jeden na ulicy robił to w sposób szczery dla Moskali, to już ulica była pod obstrzałem.[…]

Facebook Comments

Related posts